Po tym jak w ubiegłym roku dostał drugi pokój Dudleya, już nie musi siedzieć zamknięty w schowku na szczotki pod schodami. Niewiele zmieniło się od odstanich wakacji. Sama niezwykłość Harrego była i jest oczywiście nadal tematem tabu, a dołączyła do niej magia, co w sumie było dość oczywiste.
Opiekunowie chłopca nadal traktują go gorzej niż psa, a najczęściej udają, że go po prostu nie ma. Jednak 12-letni już Potter i tak zawsze wpadnie w jakieś kłopoty, czy to z własnej winy- krzycząc do Dudleya Hokus-pokus! (na co ten od razu leci do mamy)- lub przez nie do końca wyjaśnione okoliczności- patrz pojawienie się w jego domu lekko nieznośnego skrzata domowego.
I nagle wszystko w jego świecie się wali... Dursleyowie zabraniają mu jechać do szkoły, zostaje zamknięty w pokoju, a na dodatek jego przyjaciele o nim zapomnieli. Czy może być gorzej?
No dobra, zapędziłam się, koniec tego spojlerowania!(o ile to w ogóle możliwe w przypadku Harrego Pottera)
Po skończeniu pierwszej części- co miało miejsce w piątek- poleciałam do biblioteki po następną część i teraz bardzo żałuję, że nie wzięłam od razu trzeciej (ale co tam trzeba częściej wychodzić z domu). Chociaż gdybym to zrobiła, książka zamiast być zaczętą w sobotę, w piątek byłaby skończona. Dlatego poszłam po nią dopiero dzisiaj, po nią i po coś jeszcze (a co to przekonacie się w swoim czasie).
Kiedy porównuję sobie dwie pierwsze części, stwierdzam, że coś co występowało w pierwszej- nie występuje w drugiej, a coś co w drugiej jest nie zawsze przyjemne dla czytającego, w pierwszej jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Już tłumaczę, o co chodzi. W pierwszym przypadku mówię o przeskokach w czasie. Tak jak w Kamieniu Filozoficznym bardzo mi to przeszkadzało, tak w Komnacie Tajemnic jakoś tego nie odczuwałam. Może jest tego mniej, może jest to lepiej zatuszowane. Istnieje też opcja, że przyzwyczaiłam się do sposobu pisania Rowling i aż tak tego nie odczuwałam.w każdym razie jest to na pewno +. W drugim przypadku chodziło mi o ciągłe wyjaśnienia oczywistych rzeczy, takich jak nazwy domów lub czym jest quidditch i jakie są jego podstawowe zasady. Zapewniam Cię, Rowling, że nie musisz ciągle tego tłumaczyć, bo każdy kto przeczytał pierwszą część, doskonale wie, o co chodzi.
No dobra, zapędziłam się, koniec tego spojlerowania!(o ile to w ogóle możliwe w przypadku Harrego Pottera)
Po skończeniu pierwszej części- co miało miejsce w piątek- poleciałam do biblioteki po następną część i teraz bardzo żałuję, że nie wzięłam od razu trzeciej (ale co tam trzeba częściej wychodzić z domu). Chociaż gdybym to zrobiła, książka zamiast być zaczętą w sobotę, w piątek byłaby skończona. Dlatego poszłam po nią dopiero dzisiaj, po nią i po coś jeszcze (a co to przekonacie się w swoim czasie).
Kiedy porównuję sobie dwie pierwsze części, stwierdzam, że coś co występowało w pierwszej- nie występuje w drugiej, a coś co w drugiej jest nie zawsze przyjemne dla czytającego, w pierwszej jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Już tłumaczę, o co chodzi. W pierwszym przypadku mówię o przeskokach w czasie. Tak jak w Kamieniu Filozoficznym bardzo mi to przeszkadzało, tak w Komnacie Tajemnic jakoś tego nie odczuwałam. Może jest tego mniej, może jest to lepiej zatuszowane. Istnieje też opcja, że przyzwyczaiłam się do sposobu pisania Rowling i aż tak tego nie odczuwałam.w każdym razie jest to na pewno +. W drugim przypadku chodziło mi o ciągłe wyjaśnienia oczywistych rzeczy, takich jak nazwy domów lub czym jest quidditch i jakie są jego podstawowe zasady. Zapewniam Cię, Rowling, że nie musisz ciągle tego tłumaczyć, bo każdy kto przeczytał pierwszą część, doskonale wie, o co chodzi.
Ale do rzeczy... Część bohaterów się zmieniła, prof. Dumbledore jakby spoważniał- jeśli jednak myślcie, że brakuje jego humoru, to zdecydowanie się mylicie! Nie tak łatwo zmienić naszego dyrektora. Harry stał się jeszcze bardziej współczujący. Nie mogę ukryć, że zabrakło mi Hermiony, ale rozumiem zamysł autorki, więc nie mogę się do tego specjalnie czepiać. Jeszcze jedną osobą, której mi brakowało był Snape. Jakoś tak mało czepiał się Harrego i trochę za tym tęskniłam, ale za to pojawił się ktoś, kto sprawił, że moje emocje zaczęły wspinać się na Mont Everest, a w punkcie kulminacyjnym, byłam gotowa wyrwać go z książki i rzucić o ścianę. Pod koniec zrobił się jednak taki sympatyczny- tylko szkoda, że był pod wpływem zaklęcia... No, ale trudno. Jednak uważam, że postacie, które wyprowadzają nas z równowagi są jak najbardziej potrzebne, dzięki nim książka zyskuje swój niepowtarzalny charakter.
A no tak, zapomniałabym... Cieszę się, że w tej części Rowling podoła nam czarny charakter w trochę innej wersji. I na prawdę wielki plus za anagram! Serio, byłam pod wrażeniem: TOM MARVOLO RIDDLE--> I AM LORD VOLDEMORT. Gratuluję pomysłu! A co do Sami-Wiecie-Kogo, to jak już ktoś wcześniej zauważył:
Podsumowując:
Jeśli czytałeś już pierwszą część Harrego Pottra, to sam już wiesz, co przeczytasz jak następne. A jeśli zaczynasz od drugiej części (tylko spróbuj!) to też zrozumiesz o co chodzi. Moja ocena to 8,5/10. Serdecznie polecam wszystkim!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podzielił się że mną swoją opinią!